Z s. Anną Samuelą, zmartwychwstanką, opiekunką
Scholki dziecięcej rozmawia Ola Faryna.
Skąd pochodzi słowo „scholka”?
Najprościej mówiąc słowo „scholka”, oznaczające przykościelny
chórek dziecięcy pochodzi od „schola”. Nazwa ta wywodzi się od
założonej przez papieża
św. Grzegorza Wielkiego szkoły śpiewaków (schola cantorum),
służącej nauce wykonania chorału gregoriańskiego. Obecnie scholą
nazywa się zespól wokalny tworzony przez osoby związane z
parafią, którego zadaniem jest pomoc
w inicjowaniu i podtrzymywaniu śpiewu podczas liturgii.
Jak długo prowadzi Siostra naszą parafialną scholkę?
Z naszą parafialną Scholką dziecięcą związana jestem od mojego
przybycia do Radomia, czyli od 2005 roku. Nie od razu jednak
byłam odpowiedzialna za prowadzenie jej. Taką funkcję pełnił
wówczas ks. Sylwester Fiećko SAC, a ja towarzyszyłam księdzu
grając na gitarze. Dwa lata później, gdy ks. Sylwester opuścił
naszą parafię przejęłam kierowanie Scholką. Od tamtej pory wiele
dziewczynek „przewinęło się” przez Scholę. Tak sobie myślę, że
gdyby je wszystkie zgromadzić razem, to byłaby to imponująca
grupa.
Ile obecnie śpiewa w niej dziewczynek?
Obecnie do Scholki należy około 35 dziewczynek. Używam
określenia „około”, ponieważ ta liczba wciąż się zmienia.
Niektóre dziewczynki odchodzą, inne dochodzą. Jest jednak duża
grupa bardzo wiernych i odpowiedzialnych scholanek, co mnie
cieszy.
Co bierze Siostra pod uwagę przyjmując do Scholi dziewczynki?
W przyjmowaniu dziewczynek do Scholki nie było dotychczas
specjalnych kwalifikacji
uwzględniających zdolności muzyczne. Na pewno ważne jest dla
mnie, by scholanki uczęszczały systematycznie na próby śpiewu.
Uważam, że ważne jest, by chcieć śpiewać na chwałę Panu Bogu i
starać się odpowiedzialnie to traktować. Mam świadomość, że nie
wszystkie dziewczynki mają wysokie zdolności głosowe, ale jeśli
śpiewają całym sercem, to Panu Bogu jest to bardzo miłe. Ćwicząc
na próbach też dochodzą do dużych umiejętności, a śpiewając w
dużej grupie osób, wśród których są piękne głosy, wszystko się
jakoś wyrównuje. Na pewno jednak w Scholi potrzebne są dobre
głosy, które nadadzą ton całości.
Czy to ciężka praca uczyć śpiewu?
Jak się coś lubi robić, to nie jest to ciężarem, nawet jeśli
czuje się niekiedy zmęczenie. Czasami dużo mnie kosztuje, by
pogodzić wszystkie obowiązki
i ważne sprawy i jeszcze przeznaczyć jakiś czas dla Scholi, ale
samo bycie
z dziewczynkami i śpiewanie nie jest dla mnie ciężarem. Ostatnio
jednak coraz częściej myślę, że dobrze byłoby, gdyby ktoś mnie
wspierał, gdy chodzi o grę na instrumencie, ponieważ w Scholi
jest dużo dziewczynek i przydałoby się jakieś wzmocnienie. Efekt
artystyczny mógłby na tym wiele zyskać, bo wśród scholanek są
bardzo zdolne dziewczynki. Na razie jednak jest tak, jak jest.
Jak długo Siostra gra na instrumencie?
Na gitarze zaczęłam się uczyć grać już będąc po szkole średniej.
Należałam wtedy do scholi młodzieżowej w mojej rodzinnej parafii
i byłam też wtedy katechetką jeszcze jako świecka osoba. Ksiądz,
który prowadził scholę przekonywał mnie, że powinnam się nauczyć
grać na gitarze, bo to mi się przyda. Udzielał mi pierwszych
wskazówek, bo trudno to nazywać lekcjami gry na instrumencie.
Później uczyłam się sama z większym lub mniejszym zapałem. Gdy
zostałam siostrą zakonną, te
umiejętności bardzo się przydały i bardziej rozwinęły.
Jakie ma Siostra plany względem Scholki?
Ja specjalnie nie planuję nic nadzwyczajnego. Chciałabym na
miarę naszych tzn. moich i dziewczynek możliwości jak najlepiej
i jak najstaranniej przygotowywać śpiewy na Msze święte i
Nabożeństwa z udziałem dzieci. Jednak same dziewczynki mają
różne propozycje i pomysły, które - jeśli uznam za dobre i
realne do wykonania - poważnie traktuję. To z inicjatywy
dziewczynek mamy chociażby stroje
liturgiczne. Oczywiście było to możliwe do zrealizowania dzięki
otwartości Księdza Proboszcza i ofiarności osób, które nas
wsparły finansowo, za co jesteśmy bardzo wdzięczne. Dziewczynki
ze Scholi włączyły się w przygotowanie śpiewów do przedstawienia
jasełkowego. A może nam się zrodzą jeszcze jakieś pomysły?
Co najbardziej lubi Siostra w pracy z dziećmi?
Co najbardziej lubię w pracy z dziećmi??? Po prostu same dzieci.
One są kochane. Ich prostota, szczerość, spontaniczność, czyste
intencje - są cudowne. Porażająca jest ich otwartość i ufność.
One się nie gniewają, przyjmują każdego takim jakim jest. Pan
Jezus nie bez powodu mówił do dorosłych: ,,Jeżeli nie staniecie
się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa Bożego”. Będąc z
dziećmi, ja się wiele od nich uczę. Myślę, że same dzieci nawet
nie zdają sobie sprawy z tego, jakim są skarbem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Ola Faryna